Im mniej żyję...

Nie chcę już pisać. To najskuteczniejsza forma ucieczki, a nadchodzi pora stawienia czoła temu wszystkiemu. Za dobrze mi tu, przed laptopem, z dobrze zakamuflowanym plikiem. Moja tajemnica. Jakby było się czego wstydzić... A może jest? Pewnie tylko ja jestem w stanie zauważyć, że te wszystkie słowa to odbicie pokręconych luster. Te treści to ja - właściwie to, jaka nie jestem, zmiksowane z tym, co uwielbiam. W każdej opowieści jest zmodyfikowane ziarnko wspomnienia. Szczegół, który utkwi gdzieś w mojej pamięci, daje początek dialogom i wewnętrznym rozterkom bohaterów. Moje emocje, stają się emocjami kogoś innego i są oswajane. Kiedyś nawet myślałam o tym, jako o formie autoterapii. Źle myślałam. Zatracam się w tym substytucie rzeczywistości. To taka władza - tworzyć i zmieniać ją, sprawiać, że albo sprzyja postaci albo działa jej na przekór. Naiwnie to brzmi i nie jestem wcale pewna, czy chcę i umiem temu zaprzeczyć. Pewnie jest naiwne. Nie chodzi przecież o nic wielkiego, ot, zwykłe historyjki, z powtarzającym się motywem (będzie się powtarzał, dopóki nie zrozumiem, nie zobaczę na żywo, u kogoś).
Istnieje pewna analogia. Im mniej żyję, tym więcej piszę. Dlatego teraz nieprzerwanie stukam w klawiaturę. Kiedyś używałam długopisu...
Najważniejsze i tak jest to, że chcę napisać książkę. Nie chodzi o to, że mam wspaniały talent i spłodzę bestseller. Chodzi o to, że chcę zrobić coś od początku do końca. Coś swojego. I...
nie napiszę jej, bo zbyt biernie żyję. Potrzebuję bodźców. Chciałabym poczuć coś naprawdę, by móc zmienić to w wylew słów... *nie wiem, nie wiem. *

1 komentarz:

  1. Oba światy są wartościowe. Tak uważam.
    Odwrotną proporcjonalność życie-pisanie też widzę, aczkolwiek najbardziej podoba mi się to, co napiszę w czasie wydartym od życia, a nie podczas tych długich wieczorów, kiedy każde słowo możesz przemyśleć dwa razy.
    Same sprzeczności. Chyba dlatego to lubię.

    OdpowiedzUsuń