Ts, ts.

Cisza w eterze. Żadnych wieści ani z dalekiego południa, ani znad Buga, ani nawet z rodzinnego domu. Przynajmniej z pokoju obok zaczęły docierać komunikaty. Najpierw krótkie telegramy przekazywane na wspólnej części terytorium, później listy coraz dłuższe i zniesienie granicy. Z czwartku na piątek obca wojna doprowadza do rozejmu. Tak dobrze. Szkoda tylko tych przez wojnę (nienazawsze) rozdzielonych. Nie na zawsze, choć jako główny negocjator temu zaprzeczę. Bo widziałam rozpad uosobienia ogarnięcia na własne oczy.

I trzymałam je mocno, gdy drżało w posadach, nękane przez tsunami.


Tymczasem "powodzenia" wyfrunęło w mą stronę z tak dawno niewidzianych ust. I nie miało to żadnego znaczenia... Degradacja wyjątkowego do zwyczajnego. Uf. (choć pewnie "dasz rradę" byłoby tragiczne w skutkach.)

Ostatnie marzenia to marzenia o liczbach. Tak nieosiągalne czasem 3 i równoważne 51. W piątek sześć. Na następny tydzień 3 x 3 i jeszcze 10. Kiedyś dwadzieścia jeden. I kończące dwadzieścia dwa. Niespełnione. Spełni się za to -733.(33) z koszmarów.

Tymczasem kartka z kalendarza z datą 14 lutego wypełniona. Rano warunek dostateczny istnienia ekstremum lokalnego funkcji wielu zmiennych, wieczorem twierdzenie o całkowaniu i różniczkowaniu szeregu potęgowego.

#nolife #nerd #love #yolo #havingfun

2 komentarze:

  1. gdybym nie znała Twoich dirty details, to nic bym nie zrozumiała xd

    OdpowiedzUsuń