Deadline.

Na stole 3 kubki po herbacie, talerzyk, pusty słoik po Nutelli. Wśród naczyń różowe i białe kartki formatu A4 pokryte bazgrołami. Na łóżku kalkulator, chaos notatek, 2 zeszyty, telefon i ładowarka od laptopa. Na podłodze tysiąc pięćset ołówków, lusterko, ekierka, puste opakowanie po jogurcie i ja.

Jest źle. Utknęłam w martwym punkcie.
Przerwa. (na każde 15 minut myślenia/ liczenia przypada 45 minut przerwy).
Facebook. Nuda, nuda, nuda. Nie zaliczyłam kolosa. Nuda. OBOŻEZAPROSIŁMNIEDOZNAJOMYCH. Ujemny wskaźnik koncentracji. 
 
Liczę, liczę.
Jest gorzej. Ściągam już drugi podręcznik i nic.
Jest jeszcze gorzej. Koleżanka wysłała zdjęcia z naszej domówki, przecież MUSZĘ je obejrzeć. Raz, drugi. MUSZĘ je obgadać z dziewczynami.

Liczę, liczę. Wynik nie zgadza się o jedną tysięczną. Po raz 3 wpisuję na kalkulator 8 cyfrowe liczby.
Przerwa. Łzy w oczach. Jutro kolokwium.
Potrzebuję kolejnej herbaty i tostów. Zmywam. Zamiatam. Wyglądam przez okno. Wracam.

Przepisuję na czysto tyle ile mam. Jeb. Nie ta kolumna. Od nowa. I jeszcze raz.
Liczę dalej. Facebook. Zupa.
Jest 0.30. Włączam "Olejmy jutro" i kontynuuję opiewanie uroku wady wymowy pewnego pana. Włączam godzinną wersję utworu : "krzycz Trybson" i kończę zadanie.

No, to teraz mogę spokojnie zacząć się uczyć.
Jest 2.00.

5 komentarzy:

  1. Cholernie współczuję... miałam podobnie w tamtą sesję... tyle, że nie o liczby chodziło tylko o katalog przedmiotowy... i klasyfikacje, UKD itp. (jestem na bibliotekoznawstwie)

    OdpowiedzUsuń
  2. wszystko rozprasza uwagę, kiedy trzeba się uczyć - każdy student to potwierdzi!

    OdpowiedzUsuń
  3. Współczuję i mam nadzieję, że mimo wszystko uda/ło ci się zaliczyć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak (źle) dobrze, że nie mam takich zmartwień^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Też mi się zdarzyło już zarwać nockę.

    OdpowiedzUsuń